Miejsce nieoczywiste, ale z bardzo smacznym jedzeniem, urokliwym wystrojem i miłą obsługą. Czego można chcieć więcej? Byliśmy We Młynie – i Was też zachęcamy do odwiedzin.
Restauracja We Młynie znajduje się w Warpunach – małej wiosce na Mazurach. Do najbliższych „większych” miast jest 20 minut jazdy samochodem (Reszel, Mrągowo). Taka restauracja pośrodku niczego, bo nie ma tu w okolicy wielkich hoteli, a jedynie siedliska i pensjonaty. Ale nie oszukujmy się – w lutym nie ma raczej tam tłumów. Tymczasem, o godzinie 14 restauracja jest prawie pełna. My siedzimy przy wejściu i jesteśmy w niemym szoku.
Po zjedzeniu obiadu i deseru, wyjściu na zewnątrz… rozumiemy. Fenomen tego miejsca to po prostu słowo jakość, odmienione przez wszystkie przypadki. I nie chodzi nam tylko o jakość produktów w daniach. Tam od początku do końca, gość czuje się naprawdę przyjemnie. Właśnie jak „gość”, a nie klient.
Przede wszystkim, już na starcie ujął nas kelner, który po przyjęciu zamówienia, zapytał nas jak wabi się nasz pies. Spróbował pogłaskać, ale nasza Bajka dość nieufna do ludzi skutecznie uniknęła jego ręki. Niezrażony, kucnął i dał się obwąchać. Wystarczyła minuta i swobodnie głaskał naszego psa. Ale nie myślcie, że kupił nas tylko podejściem do zwierzaków. Oj nie, nie. Polecał nam jedzenie, był przygotowany i… naprawdę pozytywnie nastawiony. Po ekipie widać było, że mimo srogiego zapierdzielu, naprawdę są zadowoleni.
Zjedliśmy na bogato:
- zupa z jagnięciną (pikantna)
- pomidorowa
- pierogi z mięsem
- żeberka w sosie barbecue + kolba kukurydzy + ziemniaki (danie spoza karty)
- słoiczek mascarpone z owocami
- ciasto czekoladowe (spoza karty)
- dwie duże herbaty – różana i piernikowa
Za całość zapłaciliśmy 109 złotych.
Zupa z jagnięciną była naprawdę sycąca. Delikatnie pikantna (według moich kubków smakowych) z dużą ilością mięsa, ziemniakami i warzywami. Naprawdę dobra. Pomidorowa jak pomidorowa – zadbali o utrzymanie tytułu królowej zup.
Pierogi z fajnie doprawionym mięsem. Smaczne i sycące. Ale nie będę się o nich rozwodził, gdyż prawdziwą gwiazdą były żeberka. Soczyste i odchodzące od kości. W glazurze z sosu barbecue. Do tego były to dwa duże płaty. Żeberka wydają się prostym daniem, ale zrobienie ich właśnie odchodzących od kości, z dobrze wytopionym tłuszczykiem to naprawdę sztuka. A tu były absolutnie przepyszne. Do tego zajadłem się kolbą kukurydzy, a ziemniaczki… zostawiłem. Najpierw mięso, potem reszta. Ale danie było tak solidne, że naprawdę mogli je sobie darować.
Na deser wybraliśmy mascarpone z owocami, które było przyjemnym zwieńczeniem obiadu. Puszyste i odświeżające. Bałem się trochę ciasta czekoladowego – do niego bita śmietana i sos malinowy. Bałem się, że będzie ciężko, ale to było tak delikatne ciasto. Razem z sosem i bitą śmietaną sprawiło, że rozłożyłem się na krześle i wzdychnąłem. Tak było dobre!
Do tego warto wspomnieć, choć biorąc pod uwagę to, co napisałem to małe rzeczy – przytulny, trochę karczmiany wystrój, okolice, ale też taką przyjazną atmosferę w środku. To o tym pisał Marcin Meller w swoich felietonach i tekstach. To dzięki niemu, po raz pierwszy dowiedzieliśmy się o „We Młynie”.
Pisaliśmy, że to knajpka nieoczywista, bo między takimi regionalnymi i swojskimi daniami, można dostać też burgery czy pizzę. Byłem sceptyczny, ale teraz jestem tego ciekawy. Może to ukłon do wczasowiczów, spragnionych współcześnie popularnych dań. Kolejna nieoczywista rzecz to popularność tego lokalu. Warpuny to nie jest centrum Olsztyna. Nie oszukujmy się też, ani Reszel, ani Mrągowo to nie są wielkie aglomeracje i prawdziwy ruch zaczyna się tam latem. Skąd w takim razie, w takiej wsi miejsce tak oblegane? Jakość. Jakość na wielu poziomach. I to wystarczy.
Menu znajdziecie na ich stronie internetowej.